Tomek Budzyński
- Tomku, twoje teksty zawsze krążyły wokół Boga… Wszyscy to wyczuwali, choć nigdy wcześniej nie było to tak dosłowne jak dziś. Co spowodowało, że zacząłeś śpiewać otwarcie o Jezusie Chrystusie? W jaki sposób Pan Bóg się do ciebie dobrał?
-Mogę ci opowiedzieć tylko o zespole Armia, a nie o Siekierze, bo wtedy nie pisałem tekstów. Własną twórczość rozpocząłem dopiero w Armii. Zawsze chciałem, by moje teksty dotyczyły spraw duchowych, zawsze się tym interesowałem… miałem wtedy dwadzieścia lat i był to okres takich mich oczekiwań duchowych. Mimo że nigdy nie odszedłem od Kościoła katolickiego ( byłem wychowany w rodzinie katolickiej), środowisko i to, że byłem ,, wielkim artystą’’- chodziłem do liceum plastycznego- prowokowało takie poszukiwania tylko na zasadzie ciekawości.
Czytałem książki o buddyzmie Zen, o hinduizmie i bardzo mi się to podobało. Wiesz, Hare Kriszna, ten sprawy… Jeździłem na różne zloty, spotkania. Robiłem to zupełnie bezmyślnie, na zasadzie ciekawości, która siedzi w młodym człowieku. Kiedyś nawet narysowałem sobie na czole takie wedyjskie paski, jakie noszą krisznowcy. Tylko i wyłącznie dla jaj. Bezmyślnie śpiewaliśmy sobie z kolegami: Hare Kriszna. Ale to było cały czas bardzo powierzchowne, mimo że dziś wiem, że wylądowałem wówczas w tym, co dziś nazywa się New Age. Tak to wyglądało. Jezus zawsze był, istniał. Chodziłem do kościoła (rzadko, ale chodziłem). Wiesz, o było tak, ze przez cały rok nie chodziłem do kościoła, ale w czasie Bożego Narodzenia szedłem tam i modliłem się. Oczywiście, ze wtedy wiele rzeczy było dla mnie zasłoniętych, na przykład to, ze współżyłem seksualnie z dziewczyną i nie odczuwałem tego jako grzech. Kochałem ją bardzo i to było dla mnie wystarczającym powodem, aby usprawiedliwić się przed sobą. Po prostu- pewnego rodzaju ciemność duchowa.
Ale wróćmy do Armii. Grałem, pisałem teksty, ale nie miałem konkretnego Boga, pływałem w takim new age’owym oceanie. Wszystko było Bogiem, rozumiesz. Wszystko. Był to swego rodzaju panteizm. Widać to szczególnie w piosence ,, Jeżeli’’ albo ,, jestem drzewo, jestem ptak’’. Można je odczytać słowo po słowie w sposób new age’owo- gnostycki, panteistyczny. Bóg jest wszędzie… Niebo, wiatr, drzewo, ptak- wszędzie. Inna sprawa, że byłem wtedy pod ogromnym wpływem Tolkiena i jego Władcy pierścieni, zresztą jednej z najpiękniejszych książek, jakie w ogóle powstały. Cała ta czarowność: elfy, krasnoludy, drzewce, Tom Bombadil. Ale to jest baśń, a ja przenosiłem to wszystko do swej twórczości. Na przykład utwór ,, Jestem drzewo, jestem ptak’’ jest napisany od początku do końca pod wpływem Tolkiena. Podobnie piosenka ,, Jeżeli’’.
-Podpisywałeś się wtedy nawet: Tom Bombadil. Na pierwszej płycie Armii jest utwór ,, Bombadil w locie’’…
- Postać Bombadila była mi niezwykle bliska, do tego stopnia, że zacząłem się z nią utożsamiać. Można powiedzieć, że moja duchowość była wówczas ,, duchowością tolkienowską’’ (śmiech). Dokładnie tak. Ale gdzieś w tym wszystkim był czas Jezus Chrystus i gdybym sobie w domu siadł i zadał sobie pytanie: ,, Który z tych bogów, Krisznów i elfów jest najważniejszy’’, to wybrałbym na pewno Jezusa.
- Najlepszy, ale nie- jedyny?
- Jasne. Można sobie skakać z kwiatka na kwiatek, to tu to tam. Ze mną było tak, jak z Darkiem Malejonkiem. Uratowało mnie moje wrodzone lenistwo. Jestem z natury leniwy i dlatego nigdy nie dałem się wciągnąć w takie głębsze rzeczy jak medytacje, ćwiczenia u jakiegoś guru… Uważam, że jest to wielki palec Boży. Podobnie z narkotykami… Gdy zetknąłem się z marihuaną na początku lat osiemdziesiątych, to chciałem się ,, opalić’’ jak wariat, ale Bóg zrobił mi taki numer, ze długo nie mogłem się pozbierać. Zapaliłem mocnego jointa i przestraszyło mnie to na całe życie. Miałem takie straszne nieprzyjemne doznanie….
-Z tego, co pamiętam, w wywiadach sprzed kilku lat pisywałeś, ze to było przyjemne. Latałeś sobie w kosmosie… Tak podawały media.
- Skąd! To było bardzo nieprzyjemne! Naprawdę, jedno z najgorszych doświadczeń w moim życiu. Dałem sobie z tym spokój na zawsze. To wiązało się też z bardzo przykrym stanem fizycznym. Byłem wtedy zupełnie podłamany. Po prostu- dostałem cios. Dzisiaj wiem, ze spowodował to Pan Bóg. Gdyby spodobała mi się ,, gandzia’’, to nie wiem, gdzie bym dziś wylądował. Pan sprawił, ze nie wpuściłem się ani w kanał newage’owy ani w narkotyki- też zresztą istotny element pseudoduchowości New Age. Newage’owiec jest za leniwy, by cokolwiek trudniejszego zrobić, a po narkotyki sięgnąć może zawsze. Bóg uratował mnie od tego.
-Wielu młodych ludzi twierdzi, ze katolicy są szowinistami, ludźmi pozbawionymi tolerancji. Mówisz wciąż:,, tylko Jezus’’. A inni bogowie? Krisznowcy tolerują Jezusa Chrystusa, dlaczego więc katolicy nie tolerują Kriszny?
- To jest sprawa serca. Nie mogę żadnemu człowiekowi zabronić wiary w cokolwiek. Nie mogę człowiekowi, który jest buddystą, powiedzieć: nie. To jest sprawa serca. Moja relacja z Jezusem to sprawa serca. ,, Tam skarb twój, gdzie serce twoje’’. Jezus jest miłością, a każdy człowiek pragnie spotkać się z miłością. To nie jest wybór. To znaczy to jest wybór, ale z drugiej strony. To Bóg wybrał mnie, a nie ja wybrałem sobie Boga. Bóg daje ci tę łaskę, że się za Nim opowiadasz.
- Dlaczego poszedłeś za Jezusem? Z punktu widzenia tak modnego dziś marketingu wypada On najsłabiej. Atena spektakularnie wyskakuje z głowy Zeusa, Światowid ciska piorunami, Wisznu przedstawiany jest jako pan śmierci z czaszkami wokół głowy. A Jezus na kolanach myje stopy uczniów. Świat twierdzi przez cały czas, że przegrał.
- To jest tak, ze Jezus mnie woła, a na Jego głos nie sposób nie odpowiedzieć. To tak, jakby wołała cię najukochańsza i najpiękniejsza osoba. Człowiek wymięka totalnie. U mnie wyglądało to tak, że w czasie koncertów promujących płytę ,, Legenda’’, która zawiera elementy gnozy chrześcijańskiej, w czasie śpiewania niektórych piosenek zaczęły się ze mną dziać dziwne rzeczy. Pan Bóg zaczął robić mi niespodzianki. Pamiętam, że działo się to przy śpiewaniu piosenek: ,, Podróż na wschód’’ i ,,Przebłysk’’. Podczas śpiewania zacząłem doznawać dziwnych stanów, nazwałbym je stanami mistycznymi, bo nie znam innego słowa, które by je wiernie oddało. Były to stany takiej duchowej przyjemności i zachwytu. I miałem taki głos w sercu, że gdy śpiewam ,, Podróż na wschód’’, to tym wschodem jest Jezus. Takie miałem poznanie. Ale śpiewając: ,, Światło świec, światło prowadź mnie’’, jakiś głos mi mówił, że tym światłem jest Jezus Chrystus.
- A nie napisałeś tej piosenki o Jezusie? Znam takich, którzy modlą się jej słowami…
- Posłuchaj, ja pisząc tę piosenkę, myślałem o Jezusie, ale nie napisałem tego dosłownie, bo wstydziłem się, stchórzyłem, nie byłem jeszcze gotów, aby powiedzieć to wszystkim. To było dla mnie. A tu nagle na tych koncertach tak jakby ktoś mówił, żebym ja to powiedział. Nie ,,światło’’ tylko ,,Jezus’’. Byłem wtedy absolutnie pewien, ze ten stan, który mnie ogarniał, jest Jezus, ,,światło’’ to Jezus- ,, światło ze Wschodu’’. I byłem tak wzruszony, że płakałem. Tu wiesz: tłumy, huk, czad, a mi leją się z oczu łzy. Odwracałem się jakoś, żeby nie widzieli, bo to wiesz- wielki idol rockowy. Wstyd. Przeżywałem jedne z najpiękniejszych momentów w moim życiu i powiem ci, że zacząłem pragnąć, żeby te sytuacje się powtarzały. A tu nie, Pan Bóg kiedy chciał, to robił. Myślę: O! Dzisiaj pewnie zdarzy mi się coś takiego. Atu nic. Dokonywała się we mnie taka wewnętrzna przemiana.
- Wszystko zaczęło się od emocji?
- Tak. Bóg, dobrał się najpierw do mych emocji, dopiero później przyszedł czas na rozum i serce. Pomyślałem sobie, ze skoro śpiewam piosenki o Jezusie, to odważę się i zmienię tekst. Będę śpiewał: ,, Niech cię strzeże, niech cię wspiera Jezus Chrystus’’, a nie ,,światło’’, jak śpiewałem dotychczas. I zmieniłem tekst. Na jednym z koncertów- w Łodzi zaśpiewałem:
,, Jezus Chrystus’’. A tu się nagle okazał, ze założce, która przyszła na ten koncert, to się nie spodobało. Zabrali się pod sceną i zaczęli krzyczeć: ,, Jezus ch…’, zaczęli na mnie pluć ( nigdy wcześniej mi się to nie zdarzyło), tego typu rzeczy. Dla mnie był to ogromny szok. Cały problem polegał na tym, ze ja myślałem, ze wystarczy wypowiedzieć to publicznie i sprawa załatwiona. Myślałem, ze wszyscy to przyjmą, ze wszystkim się to będzie podobać. A tu okazało się ,że moje słowa spowodowały taką potężną agresję.
-Miałeś świadomość, od kogo ona pochodziła? Czy czułeś , że to agresja szatan, który zaczyna ,, mieszać’’?
- Oczywiście, ze tak.
- Nie byłeś więc zaskoczony…
- byłem bardzo zaskoczony! Wiedziałem ,że to szatan, ale moja wiara byłą jeszcze bardzo słaba. Oni mi straszliwie ubliżali, byłem cały opluty, Ktoś krzyczał, że Jezus to jest ch…, a mnie nagle coś tknęło i po raz pierwszy powiedziałem na głos: ,, Człowieku! Jezus Chrystus jest Panem!’’ Powiedziałem to po raz pierwszy w życiu.
- Kiedy to było?
- Pięć lat temu. A powiedziałem to nie w takiej atmosferze, wiesz, ze siedzimy sobie z przyjaciółmi, modlimy się i ktoś nagle mówi: ,, Jezus Chrystus jest Panem’’, ale w warunkach zupełnie skrajnych, ekstremalnych. Myślałem wtedy: ,, No, teraz to mnie już chyba tylko zabiją’’. Dograliśmy jakoś ten koncert do końca, ale ja zostałem zmiażdżony. Bo ja byłem wtedy, wiesz, wielką gwiazdą rocka. Dochodziło do takich przegięć, że po koncertach przychodziły dziewczynki i mówiły: ,, Tomek, ty masz taką moc czarodziejską, głowa mnie boli, połóż mi rękę na głowie, a mnie uzdrowisz’’. A ja oczywiście kładłem! Słowo honoru! A tu nagle gwiazda rocka opluta, znieważona na oczach wszystkich… Ale- ,, Jezus jest Panem’’, rozumiesz, nagle powiedziane zostało coś takiego! To był przełom w moim życiu. Dokładnie wtedy, gdy publicznie to powiedziałem, i to w sytuacji, gdy zostałem zbity i zdeptany.
- Od tego czasu zaczął się, jak sam mawiasz, świadomy okres twojej twórczości?
- Tak, wtedy powoli zacząłem iść do Jezusa…W Duchu dzieje się historia, której my czasem nie rozumiemy, jakby wbrew nam. Wtedy zacząłem chcieć czegoś świadomie. Na przykład- zaczął chodzić do kościoła. Po prostu, tak jak nie miałem wcześniej takiej potrzeby, tak teraz zacząłem tego pragnąć.
-Mówiłeś, że to nie ty wybrałeś Boga, ale On wybrał ciebie. Powiedz, jak znalazłeś się w Kościele katolickim? Nie było to chyba tak, że ustawiłeś sobie kilka Kościołów, a wybrałeś katolicki jedynie dlatego, że ci najbardziej odpowiadał…
- Słuchaj, ja nigdy nie miałem tego problemu, żeby wybierać kościół. Ja nie wyobrażam sobie innego. Nie wyobrażam sobie, żeby nie było Eucharystii. Jest to dla mnie nie do pomyślenia. Dlatego nie miałem tutaj żadnego dylematu. Powiem ci, dlaczego Kościół katolicki. W tym czasie zacząłem chodzić na Mszę. I każde słowo, które tam słyszałem, było dla mnie jakby nowym objawieniem. Jak kiedyś Mszę odbierałem tak, jakby miał watę w uszach, tak teraz uczestniczyłem w niej pełniej.
-Tak, jakby była odprawiana specjalnie dla ciebie?
- Dokładnie tak, jakby mi ktoś te watę zdjął. Wszystkie te modlitwy, wezwania… Jakie to piękne, a sama Msza- jakie to wspaniałe dzieło sztuki! Nałożyły się wtedy na to wspomnienia z mojego dzieciństwa, gdzie do kościoła chodziłem ze swoją babcią. Moja babcia Aniela prowadziła mnie do kościoła. Jako mały kajtek chodziłem z nią na Msze, nieszpory i inne nabożeństwa. A był to stary, barokowy kościół. A ja, nadwrażliwe dziecko, chłonąłem te wszystkie obrazy, te niesamowite procesje z monstrancją- coś pięknego.
- I dlatego, nawet długo przed swym nawróceniem, mówiłeś, ze sztuka jest ,, budowaniem gotyckiej katedry’’? Katedry jako świątyni Chrystusa, czy jedynie przepięknej architektonicznej formy?
- Zawsze, nawet przed nawróceniem, myślałem o świątyni, nigdy o samej formie.
- Sacrum nie do końca nazwane?
- Dokładnie tak. Jest to świetny symbol, bo buduje się kościół jakby w sobie samym. Ale najpierw widzi się tylko to, co na zewnątrz. Formę, piękno, estetykę. Nie ma jeszcze piękna duchowego, bo do niego jeszcze człowiek nie dorósł. A potem gmach, który powoli się wznosi, zaczyna wypełniać się Duchem. Jest to Duch Jezusa Chrystusa- Duch Święty, którego On zsyła. I teraz to wszystko się nałożyło. Odkryłem głębię, treść. To, co było dla mnie piękną formą, nabrało treści. Przestałem uciekać na boki w jakieś filozofie Wschodu, w zen, ale wróciłem do domu!. Byłem bardzo wzruszony, płakałem, często chodziłem do spowiedzi.
- Już na początku odkryłeś sakramenty?
- Tak. Ja nie wyobrażałem sobie, by można było pójść na Mszę i nie przystąpić do Komunii. Było to dla mnie niewyobrażalne. Podobnie spowiedź. Dla mnie był to warunek pojednania się z Bogiem, było to coś nieodłącznego.
-Spowiedź jest sakramentem, z którym wiele osób ma spore problemy. Ty nie miałeś żadnego wyniesionego z domu nakazu, że raz na jakiś czas trzeba, a przynajmniej powinno się ją ,, zaliczyć’’, nie postępowałeś według żadnego schematu. Czym przyciągnął cię ten sakrament?
- Bóg prowadzi bardzo różnymi drogami. Dla mnie stał się On totalną świętością. Totalną czystością i pięknem. I ja, żeby być godny, by do Niego przyjść i by Go przyjąć, chciałem być czysty na tyle, na ile potrafiłem obmyć się z tych brudów i tego całego gówna, w którym siedziałem. Czułem się zupełnie niegodny, by przystąpić do kogoś tak świętego. Wiedziałem jedno- muszę się oczyścić na tyle, na ile mogę. Nigdy nie traktowałem spowiedzi jak jakiejś psychoterapii, nigdy nie liczyłem na to, że ksiądz odpowie mi na moje psychologiczne wewnętrzne potrzeby. Chciałem tylko powiedzieć: ,, zgrzeszyłem’’. I koniec. Nigdy nie szedłem tam po to, by ksiądz mi pomógł , by powiedział, co mam z sobą zrobić. Mówiłem: ,, Zrobiłem to, i to, i to i nie chcę więcej tego robić’’. Chciałem jak najszybciej biec do Jezusa!
Podobnie Eucharystia. Byłem gnostykiem, rozkochanym w legendach arturiańskich. W nich bardzo istotne było poszukiwania świętego Graala- kielicha, w którym jest krew Chrystusa. Rycerze udawali się na Wschód, by go odnaleźć. I nagle- słuchaj- ja ten Graal znalazłem! Ja znalazłem Graal. Tak jak oni go poszukiwali, tak ja go znalazłem , bo Graal jest obecny na każdej Mszy świętej. Jest to kielich, który stoi na ołtarzu, bo jest w nim krew Chrystusa. Święty Graal jest, tylko ludzie go nie widzą. Myślą, ze trzeba go szukać, pojechać do Tybetu. Nieprawda! Święty Graal jest w kościele kilka metrów obok. Stoi na ołtarzu i ja go znalazłem!
- Kolejna rzecz- wspólnota. To chyba największy problem młodego człowieka. Przyjdzie taki facet z koncertu, odda nawet na nim życie Jezusowi, przyjdzie raz na jakiś czas do kościoła. To wszystko. Co daje życie we wspólnocie? Czy nie można być po prostu chrześcijaninem bez zobowiązań wobec drugich, bez wspólnej modlitwy?
- W swoim życiu miałem etap, w którym odkryłem na nowo Eucharystię, spowiedź. Ale gdy wróciłem do domu, nie przeszkadzało mi to, ze trzymam figurki Buddy na półkach, ze żyję z dziewczyną bez ślubu tylko dlatego, ze ,, my się kochamy’’ i tak dalej…. W dalszym ciągu panowała jakaś ciemność. Praktyki religijne tak, a życie swoim torem. Przychodziłem do domu i mówiłem:,, Wszystko jest OK.! Wszystko jest w porządku, nic złego się nie dzieje’’.
I w pewnym momencie mojego życia spotkałem kolegę na ulicy. Szedłem wtedy po rybę, to bardzo ciekawe- po rybę. Patrzę, a tu idzie mój kolega- Piotr, którego nie widziałem dwanaście lat, przyjaciel z liceum plastycznego. Okazało się, ze jest zakonnikiem- paulinem. Przebywał wtedy w Warszawie, a ja mieszkałem dwie ulice dalej… I on wpadł do nas do domu i widzisz- to jest człowiek Boży, wszedł i nie cackał się z nami. Od razu powiedział: ,, Żyjecie w grzechu’’. Pomyślałem sobie: ,, Kurcze! Przecież to jest mój kumpel. Powinien poklepać mnie po plecach i powiedzieć,, spoko wszystko jest w porządku’’. A on od razu: ,, Żyjecie w grzechu’’.
Powiedział mi coś, czego moi koledzy nie powiedzieliby mi nigdy, bo są moimi kumplami, nie chcą mnie urazić itd. A on okazał się prawdziwym człowiekiem Bożym
- powiedział mi prawdę. Później, po kilku miesiącach, udzielił nam ślubu. Opowiadam o tym, bo chcę powiedzieć, ze wspólnota jest po to, żebyś odkrył, ze potrzebny ci jest drugi człowiek. Nie jakiś twój kumpel, z którym sobie założyłeś wspólnotę, by głaskać się po główkach i rozważać, jacy to my jesteśmy święci i świetni. Wspólnota, którą wybierze ci Bóg. Jak było ze mną? Coraz częściej chodziłem na Msze, coraz bardziej się ,, uświęcałem’’ i nagle zetknąłem się z czymś takim, jak Odnowa w Duchu Świętym. W kościele oo. Paulinów na Długiej zaczęły się noce czuwania, które prowadził o. Krzysztof Kowalski i ja zacząłem na nie chodzić, bo Piotr ( który w zakonie przybrał imię Augustyn) powiedział mi: ,, Idź tam i zobacz’’.
Wtedy po prostu przeżyłem szok! Po raz pierwszy zobaczyłem modlitwę w językach, proctwa, uzdrowienia. Po raz pierwszy zobaczyłem, że tak można się modlić. Przyleciałem do domu i mówię do żony: ,, Natalia, chodź, zobacz, co się tam dzieje, pójdziemy tam na pewno za miesiąc!’’ Okazało się, ze poszedłem tam wcześniej. Wchodząc do kościoła, natknąłem się na pewnego ojca, który mnie zupełnie nie znał. Spojrzał na mnie uważnie i powiedział: ,, Ty nie wierzysz w Boga. Musisz mieć coś wspólnego z okultyzmem’’. Ooo, człowieku, słowa powiedziane przez takiego gościa i w dodatku powiedziane z taką mocą spowodowały, ze zamarłem. Zawaliła się w tym momencie cała moja budowla, którą sobie w ludzki sposób wybudowałem. Powiedział mi po prostu: ,, ty nie wierzysz w Boga’’. Było to dla mnie ogromne przeżycie, tak jakby ktoś uderzył mnie młotkiem w łeb, dosłownie. A przecież ja chodziłem już do kościoła, do spowiedzi, modliłem się- co w tym złego?
- Czyli szatan posługiwał się twoją nieświadomością? Nie chciałeś przecież tkwić po uszy w okultyzmie, szukałeś drogi do prawdy…
- Tak, teraz widzę, ze szatan posłużył się moja nieświadomością. Wiesz, to jest tak, ze przychodzi jeden człowiek i mówi: ,, Żyjesz w grzechu’’; przychodzi drugi i mówi: ,, ty nie wierzysz w Boga’’. A przecież zawsze był Bóg, zawsze była jakaś duchowość. Po prostu byłem zszokowany. Znów ktoś zmiótł to, co sobie wybudowałem własnymi siłami. A to jest cały czas, jak mówię- Pan Bóg. To On wysłał tych ludzi, żeby mnie opluli, znieważyli, żeby zniszczyli we mnie tego idola, te wszystkie relacje z bogiem, które sam sobie ułożyłem. A nie było w tym chęci pełnienia woli Bożej.
-Jak szybko to wszystko się odbywało?
- To wszystko trwało ponad rok. A prawdę mówiąc, to u mnie się to dzieje i dzieje i końca nie widać. Doświadczyłem, że dla Boga nie ma poczucia czasu. A co najważniejsze: myślałem, że to wszystko się będzie pięło do góry, a tu jest odwrót- jest ciągłe zejście. Coraz bardziej odkrywam swój grzech. Są rzeczy, których ci nikt nie powie. A tu nagle przychodzi człowiek i mówi ci coś, czego nigdy nie chciałbyś usłyszeć. Na tym polega też rola Kościoła. Kościół po prostu mówi prawde, a ,, prawda nad wyzwoli’’. Przyszedł człowiek i powiedział o mnie prawdę. A miał rację, bo przecież miałem w domu ogromną bibliotekę, pół ściany o jakichś hinduskich metodach zbawienia, o jodze, o różnych szarlatanach, sam chodziłem na kurs do klubu gnostyków… Tak było!
Jerzy Prokopiuk- największy autorytet w Polsce z dziedziny gnozy napisał o Armii i o moich tekstach do płyty ,, Legenda’’, że jest to ,,perła poezji gnostyckiej’’. A był to autorytet dla mnie potwornie ważny, jak teraz dajmy na to Tardif czy Verlinde. W takim światku wtedy żyłem. Udawałem, że żyję Jezusem, ale nie był to Jezus prawdziwy, a jedynie stworzony przeze mnie. Mówiłem: ,, Ty, Panie Boże, możesz być tu i tu, a dalej już nie wchodź, bo to jest mój teren, moje życie, które polega na tym, że mogę na przykład żyć z żoną bez ślubu’’. Niczego wówczas od siebie nie wymagałem. Wydawało mi się, ze wystarczy, ze pójdę sobie na Mszę świętą i spłynie na mnie jakaś błogość. Ale Jezus powiedział: ,, Poznajcie prawdę, a prawda was wyzwoli’’. Okazało się, ze okultyzm siedzi we mnie cały czas…
- Dlaczego? Nie chciałeś przecież w nim maczać palców. Czy szatana posługuje się przede wszystkim ludzką nieświadomością?
- Tak jest, choć prawdę powiedziawszy- ja chciałem brać udział w okultyzmie.
- Ale gdy pisałeś np. ,, Trzy bajki’’ czy inne piosenki, nie tworzyłeś ich przecież dla jakiegoś demona…
- Jasne! Moją intencją przez cały czas było śpiewnie o Bogu, który jest dobrem, pięknem, światłem. Wszystkie piosenki były napisane z tą intencją ( również utwór ,, Trzy bajki’’, który traktowałem jako swego rodzaju egzorcyzm) Ale szatan, tak jak mówisz, posługuje się naszą nieświadomością, pewnego rodzaju naiwnością. Po rozmowie z zakonnikiem, który powiedział mi prawdę, zauważyłem wielką zmianę- moi koledzy zaczęli się nawracać. Nagle, na jednym z nocnych czuwań, miesiąc po mnie nawrócił się Darek Malejonek. Na moich oczach!!!. Nawrócił się ,, Dziki’’- znów na moich oczach. Po miesiącu ,, Stopa’’ ( Piotr Żyżelewicz) miał wypadek, w którym Pan go dotknął. I my wszyscy razem- taka star załóżka- pojechaliśmy z żonami w lutym na rekolekcje Odnowy w Duchu Świętym do Częstochowy. I tam dopiero świadomie oddałem życie Jezusowi.
Przeżyłem tam po raz pierwszy taki głębszy wgląd na to, kim naprawdę jestem. Miałem okazje przyjrzeć się samemu sobie. Przemyślenia wielu spraw. Podzielili nas na grupy i przez jakiś czas mieliśmy rozmawiać ze sobą, dawać świadectwa. Była to dla mnie absolutna nowość. Wtedy po raz pierwszy zrozumiałem, czym może być wspólnota. Na rekolekcjach w czasie podziału na grupy okazało się ,że przydzielili mi pięciu jakichś obcych facetów. ,, Kurcze, co jest grane?’’- pytam. Przecież tu na rekolekcjach jest Grzesiek Górny z ,, Frondy’’, Malejonek… Ja chcę z nimi, a nie z obcymi palantami. O czym ja będę z nimi gadał? Przejrzałem ich od początku… Z Grześkiem Górnym to bym miał o czym pogadać. A z nimi??? I mówię sobie: ,, Widzisz , Panie Boże, kiepsko jest’’.
I wtedy- na pierwszym spotkaniu- gdy jeden z tych prostych robotników ( takich, na których ja, wielki artysta i intelektualista, nie splunąłbym nawet) powiedział świadectwo, to opadła mi szczeka. Dosłownie. Pomyślałem wtedy o sobie: ,, O, ty głąbie, jak w ogóle śmiesz oceniać tego człowieka, osądzić i prawie go w swym umyśle zabić. A przecież bóg ci go postawił i teraz słuchaj, gnoju- Budzyński ( dosłownie!) , słuchaj, palancie, co chce ci powiedzieć ten prosty robotnik! To nie on, ale ty jesteś głupi’’. I to właśnie jest wspólnota.
Po rekolekcjach wszyscy przystąpiliśmy do neokatechumenatu. Wspólnota to nie są ludzie, których ty sobie wybierzesz, gdzie będziemy sobie siedzieć w ciepełku i opowiadać o głupotach. Nie, to jest obcy człowiek, który przyjdzie i opowie ci: ,, Ty nie wierzysz w Boga’’. Wtedy jest szansa, ze usłyszysz prawdę, która powie ci Bóg przez tę osobę, bo On ją wybrał, nie ty. Tu jakiś robotnik, tu adwokat, biedak, student, tu moja żona, tu ,, Lica’’… i my mamy słuchać Słowa i dzielić się Nim. Kiedyś powiedziałbym ,, Co taki kretyn może mi powiedzieć? Nic, przecież ja wchłonąłem tyle książek, koncertów, obrazów, a tu jakiś prostak będzie mnie pouczał’’. Okazuje się, ze to co on powie, jest najcenniejszą rzeczą, jaką ja mogę mieć. Ci ludzie są zrządzeniem Boga, abym przejrzał się w nich jak w lustrze i nauczył się miłości.
-Jak trafiłeś do konkretnej wspólnoty neokatechumenalnej?
- Rekolekcje w Częstochowie były jednym z największych przeżyć duchowych w moim życiu. Były to niezapomniane chwile. Tam przeżyłem na własnej skórze prawdziwe wylanie Ducha Świętego. Widziałem, jak ludzie otrzymywali Jego dary: począwszy od daru języków, na darze uzdrawiania kończąc. Nigdy tego nie zapomnę. Tam właśnie doszło do wielkich przełomów duchowych- powiedziałem publicznie, ze oddaję swoje życie Jezusowi. Nie wiedziałem, że było to deklaracje, które dopiero życie będzie weryfikować. Po powrocie z tych rekolekcji nasz duchowy przewodnik- o. Krzysztof Kowalski ku naszemu zaskoczeniu nie zaproponował nam Odnowy w Duchu Świętym , ale drogę neokatechumenalną. Myśmy wszyscy zareagowali bardzo mocno: ,, Co??? Po tych wszystkich doświadczeniach? My chcemy Odnowy! Chcemy w radości chwalić Pana’’. A on powiedział mi wówczas: ,, Tomuś, ja ciebie proszę, żebyś wstąpił do neokatechumenatu’’. I powiedział to samo ,, Stopie’’, Malejonkowi, ,, Dzikiemu’’… Jest on dla nas wielkim autorytetem, więc mimo naszych wszystkich ociągań w końcu się zgodziliśmy. Powiedzieliśmy: , No dobra…’’.
Mieszkaliśmy wtedy z Natalią od pół roku w Poznaniu. Zaczęliśmy szukać po mieście jakichś katechez. Ojciec Krzysztof powiedział nam, że w kościele będzie wisiał duży plakat. Chodziliśmy i szukaliśmy przez miesiąc i nic, a tu nagle patrzymy- jest. Na jednym z poznańskich kościołów wisi plakat. Poszliśmy tam i zaczęliśmy słuchać katechez. Zostaliśmy i już ponad dwa lata jesteśmy na drodze neokatechumenalnej. Teraz po tych dwóch latach widzę, jak ogromną wartość ma dla mnie ta wspólnota. Jedynym zdaniem- trzeba nauczyć się stawać w prawdzie. Całe moje życie do tej pory to było mniej lub bardziej życie w kłamstwie, zasłanianie się jakimiś maskami, udawanie kogoś innego. Bo bałem się, ze przestaną mnie kochać, lubić… A tu uczę się stawać w prawdzie i słucham Słowa Bożego. I teraz dziękuje Bogu z całego serca za to, że jestem w neokatechumenacie. A powiem ci, że stało się to za sprawą snu.. Naprawdę!
Kiedyś jakieś dziesięć lat temu, miałem taki sen: Stałem gdzieś na dworze, była późna jesień, ciemny zimny wieczór, deszcz, szaruga… Stałem przed drzwiami jakiegoś budynku. Ze środka dochodził do mnie przepiękny śpiew. I tak , jak to się we śnie czasem wiem, pojmowałem, ze tam- wewnątrz odbywa się coś cudownego. Chciałem otworzyć drzwi , a drzwi były zamknięte. Nachyliłem się i zacząłem patrzeć przez dziurkę od klucza. Zobaczyłem wtedy coś takiego: śnieżnobiały obrus, ręce, które coś podają, blask świec, ludzi. Przez tę małą dziurkę od klucza docierała do mnie jakaś cudowna atmosfera, nieziemskie piękno. A ja byłem święcie przekonany, ze tam – przy tym stole- jest Jezus Chrystus.
I teraz w neokatechumenacie, w czasie jednej z Eucharystii coś mnie tknęło
- spojrzałem na obrus, na kielich, na migotające świece i nagle mówię sobie: ,, Tak’’ Aż ciarki przeszły mi po plecach… Mówię: ,, Boże jedyny, przecież to jest ten sen!’’ I mówię:,, W puścili mnie!!!” Rozumiesz? Te drzwi, które były zamknięte, otworzyły się. Jezus , który siedział wewnątrz, zaprosił mnie do siebie! I teraz siedzę przy stole z żywym Jezusem’’. Jest to dla mnie szczęściem nie do opisania. Jestem tu, gdzie powinienem być. I powiem ci, ze czasem, gdy mam jakąś chwile słabości, gdy nie chce mi się a przykład pójść w sobotę wieczorem na Mszę, mówię sobie: ,,Pamiętaj, gdzie cię wpuszczono, pamiętaj, gdzie ci się otworzyły drzwi…’’. I zawsze idę.
I nie wiem, na jakim jestem etapie duchowym, na jakim szczeblu, jak wysoko, czy jak nisko- to mnie w ogóle nie obchodzi. Wiem jedno- piję ze zdrojów zbawienia, siedzę przy stole Jezusa Chrystusa. Uczestniczę w Królestwie nie z tego świata. Miałem przedsmak tego we snie. Powiem ci, ze kiedy ostatnio siedziałem sobie i myślałem : tu w kościele jest jakaś droga, jakieś etapy duchowego rozwoju, co robić, żeby wcześniej i szybciej, powiedziałem sobie: ,, Nie! Ja tu mogę siedzieć nawet sto lat! Jestem przy stole! I mam w nosie zastanawianie się, czy jestem już święty, czy jeszcze nie’’. Najważniejsze, ze jestem pewien tego, ze siedzę blisko Jezusa! I wiem, ze własnymi siłami tych drzwi nie potrafiłem otworzyć. Szarpałem, napierałem na nie i nic. One się same otworzyły- Jezus mnie wpuścił i jest to tylko Jego dzieło. Jestem po prostu szczęśliwy…
-Powiedz, Tomku, jaki wpływ miało twoje nawrócenie na muzykę. Teksty zmieniły się, co słychać już na płycie ,, Triodante’’. Opowiedz o samej muzyce. Najdziwniejsze jest chyba to, ze gdy zacząłeś być bliżej Kościoła , to twoja muzyka stała się trudniejsza, mniej przebojowa. Płyta ,, Legenda’’, która- jak sam mówiłeś, była bardzo gnostycka- była przecież bardzo przebojowa. ,, Triodante’’ jest trudniejsza, bardziej połamana, klasyczna. Czy faktycznie jest tak, że gdy coś jest piękne, to musi być zarazem trudne?
- Myślę, ze to nie tak. Wydaje mi się, ze te sprawy oczywiście łączą się w jakiś sposób i moje nawrócenie miało wpływ także i na muzykę, ale sądzę, że to jest trochę inaczej. Nie potrafię ci powiedzieć, jakimi dźwiękami można opisać np. Pana Boga czy proces nawrócenia. Czy miałyby to być dzięki wesołe, jakieś akordy durowe, czy jakieś harmonie, czy jakieś inne? Po prostu nie wiem. Proces twórczy polega głównie a tym ,że ja sobie niczego z góry nie zakładam. Nie zakładam sobie, ze będę grał muzykę tak ciężkimi przebiegami i ciężkimi harmoniami, że ludzie będą aż piszczeć i kulić się ze strachu, albo, ze będę grał same wesołe piosenki. Po prostu biorę gitarę, gram i mówię: ,, O, fajnie wyszło!’’ To się jakoś samo robi i w tym nie ma żadnej reguły. Akurat przy ,, Triodante’’ tak wypadło, ze muzyka była trudnijesza niż przedtem.
- Czy przeżywałeś kiedyś coś takiego jak ,, Lica’’, który opowiadał, ze po swoim nawróceniu chciał skończyć z muzyką i przestać grać z Acidami? Powiedziałeś kiedyś- cytując Becketa-że ,, jeżeli już wybrać, to milczenie wobec blasku’’. Dlaczego więc gracie czadowo? Czy nie czujesz jakiegoś dysonansu, gdy siedzisz w ciszy w kościele i słuchasz chorału gregoriańskiego, a potem grasz ostre numery? Ludzie starsi mogą mieć o to pretensje. Młodzież to zrozumie, ale starsi nie…
- Wydaje mi się, ze ludzie starsi nie zrozumieją tego, ponieważ estetyka muzyki rockowej jest im zupełnie obca. Lubię muzykę ekspresyjną. Oprócz tego, że uwielbiam chorał gregoriański, lubię także muzykę bardzo ekspresyjną, do której mogę tańczyć, skakać… Wydaje mi się, ze człowiek nie jest jednowymiarowy, przynajmniej ja taki nie jestem. Odpowiada mi np. postawa św. Franciszka, który nie był człowiekiem jednowymiarowym. Jak trzeba było kontemplować, to kontemplował i była to bardzo głęboka kontemplacja. A jednocześnie, patrząc z boku, można było zauważyć w jego postawie totalne szaleństwo, skoki, wariactwa itp. Ja potrzebuję pełni wyrazu i oprócz muzyki poważnej- także wesołej, skocznej i dynamicznej. Wydaje mi się, ze taką muzykę gramy. Oczywiście z przewagą tej muzyki czadowej i ostrej. Sam wiesz, ze na płycie ,, Triodante’’ jest bardzo dużo czegoś, co nazwać można ,, górecczyzną’’. Tu właśnie Górecki dobrze pasuje. Np. ten motyw z końca ,, Miejsca pod słońcem’’. Moglibyśmy go pociągnąć o wiele dłużej. To było tak bardzo do muzyki Góreckiego podobne…
- Albo zakopiańskie klimaty, które tam się przewijają.
- O właśnie, typowy Szymanowski. Jest to dla mnie jedna z najpiękniejszych melodii na tej płycie. Długie solo waltorni w środku utworu, ludowe motywy… Jest to muzyka bardzo, powiedziałbym , nierockowa’’. I wydaje mi się, ze potrafimy łączyć te dwie rzeczy, z tym, że przeważają oczywiście czady.
- Czy Pan Bóg potwierdza wasze głoszenie Dobrej Nowiny jakimiś znakami? Jak wyglądają wasze koncerty? Czy przychodzą do nich do ciebie ludzie i mówią, że coś się w nich zmieniło?
- Na naszych koncertach dochodzi do bardzo wielu dziwnych rzeczy. Przychodzą na nie różni ludzie, a na koncerty generalnie gra się czad. My ze ,, Stopą’’ o chrześcijanami, którzy znajda się wokół, modlimy się o to, żeby przeszedł Duch Święty, żeby zstąpił na nas i na tych wszystkich ludzi na koncercie, żeby dał nam swoją moc, miłość, żeby działał, byśmy mogli głosić Dobrą Nowinę, chociaż jesteśmy tego niegodni, jesteśmy słabi, kiepscy. Nasze koncerty nie są ewangelizacją, ponieważ my nie występujemy z takim nastawieniem. Śpiewamy piosenki, w których ja dzielę się w tekście swoją wiarą albo tym , co przeżyłem, moimi najpiękniejszymi przeżyciami w życiu, a są nimi właśnie moje spotkania z Bogiem. Ja nie zakładam, ze będę kogoś nawracał. Śpiewając te piosenki, chcę się wspólnie z ludźmi modlić, śpiewając, ze Jezus jest moim Panem. To już wystarcza, żeby ludzie, którzy to słyszą, zareagowali.
A reakcje są skrajne: od takich, ze jedni zaczynają pluć na mnie i krzyczeć ,, wyp…’’, do takich, ze ludzie zaczynają się modlić. Autentycznie- na koncert Armii zaczynają modlić się do Boga. Widziałem niedawno ludzi, którzy na naszym koncercie wznosili ręce do góry i modlili się do Jezusa. A często druga część Sali w tym czasie pluje na mnie. Na nasze koncerty przychodzą często księża w cywilu i modlą się przez cały czas. Po koncercie przychodzą do nas, przyznają się, ze są księżmi, i mówią, ze było super.
Przyszedł ostatnio do mnie jakiś ksiądz i powiedział, że przez cały koncert po plecach przechodziły mu ciarki, że czuł Ducha Świętego. Na koncertach dochodzi do całkowitych skrajności. Muzyka rockowa bazuje na emocjach. Jest walka duchowa, bo szatan chce wszytko popsuć, chce nas skompromitować, przestraszyć. Gdy ktoś jawnie prze mikrofon głośno wyznaje, ze Jezus jest Panem, to się to diabłu bardzo nie podoba.
A wracając do naszych koncertów… Ja na koncercie nikogo nie nawracam. To ja, Budzyński, muszę się najpierw nawrócić. Ja przyszedłem się tylko podzielić. Chcę tylko powiedzieć: ,, Jestem szczęśliwy, bo Jezus mnie dotknął’’. Nie wiem, jak to się stało, bo ja sobie na to niczym nie zasłużyłem. Byłem gnojkiem i jestem dalej gnojkiem. Ale Jezus jest miłością i On przyszedł do mnie. Ja tylko o tym śpiewam. A ludzie tego słuchają i mówią, ze zaczęli po tym chodzić do kościoła i za to mi dziękują. Taki jest owoc. Bo dla mnie jest owocem to, ze człowiek po przesłuchaniu płyty zespołu Armia nie wstrzyknął sobie heroiny, tylko poszedł do kościoła się pomodlić. Często ludzie piszą do mnie, ze zaczynają czytać Pismo Święte. To są konkretne przykłady. Nie ma żadnego przymusu. Ja na koncercie nie mówię,, Musicie teraz iść do kościoła i się modlić’’ albo ,, Musicie od jutra zacząć czytać Pismo święte’’. Nigdy czegoś takiego na koncercie nie powiedziałem. Ludzie robią to sami. Oczywiście , jest też grupa, która chce mnie obrzucić kamieniami.
- Tak jak skinheadzi, którzy niedawno cię pobili?
- Dokładnie. Siedziałem sobie na przystanku w Poznaniu i zostałem rozpoznany przez grupę nazistowskich skinów. Podeszli do mnie, otoczyli mnie.
- Byłeś wtedy sam?
- Tak, sam. I jedne z nich mówi: ,, No co, Budzyński, w Chrystusa wierzysz? Chcesz w szpitalu wylądować?’’ I dalej nawijał takie teksty.
- Bałeś się?
- Oczywiście, że się bałem. Ich było dziesięciu, żadnych szans nie miałem, a oni jeszcze mieli prawdopodobnie jakieś noże pochowane. Nie było sensu grać chojraka. Wiesz, ja jestem dużym chłopcem. Gdybyśmy byli sam na sam, to bym tego faceta chyba zniszczył. On tymczasem stał nade mną i pienił się, ze ja wierzę w Chrystusa i straszył, ze w szpitalu wyląduje. Ja mu odpowiedziałem: ,, Tak, wierze w Jezusa’’. A on podniecał się i mi wymachiwał przed nosem pięścią a ja mu powiedziałem: ,, Człowieku, ja się ciebie wcale nie boję’’. A on wtedy bach mnie w nos. Krew mi zaczęła lecieć. A on dalej nade mną stoi i mówi: ,, Co, a teraz wierzysz jeszcze ?’’ A ja mówię: ,, Tak, wierzę’’ i wtedy pomyślałem sobie: ,, O kurde, teraz to już mnie zakopią’’. A tu cud. Siedzieli wokół mnie, żebym im nie zwiał. I ten, który siedział najbliżej, mówi: ,, Zostawcie go. On już tak będzie chyba zawsze wierzył’’. A ja w duchu pomyślałem sobie: , Panie Jezu, dzięki Ci! Oby to było proroctwo! Żeby to się sprawdziło’’. I poszli sobie. Jeszcze mnie trochę po przezywali, ale poszli.
-A czy nie jest to tak, że oni czują się trochę oszukani. Armia była przecież zawsze zespołem kultowym. Artykuły o was pojawiały się wprawdzie w ,, Brumie’’, ,, Tylko Rocku’’ i innych czasopismach muzycznych, ale przede wszystkim pisały o was trzecioobiegowe ziny. A teraz niektóre media piszą, ze twój nowy styl życia, to jedynie przejaw mody na ,, nawróconych muzyków rockowych’’. Większość zinów też się z ciebie nabija. Przecież ci ludzie naprawdę mogą czuć się oszukani, czytając takie rzeczy w gazetach…
- Nie zgodzę się z tym. Ja zawsze w tym środowisku mówiłem, ze wierzę w Boga, że wierzę w Jezusa. W tym środowisku wszyscy o tym wiedzieli.
-Ale wszyscy kojarzyli cię raczej ze środowiskiem anarchistycznym. Do czasu, gdy powiedziałeś kiedyś, ze Ewangelia Jezusa Chrystusa jest znacznie radykalniejsza niż manifest anarchistyczny.
- Ja zawsze tak mówiłem i nigdy nie twierdziłem, ze jestem anarchistą. Jeżeli ktoś czuje się oszukany, to niech przeczyta wszystkie moje wypowiedzi z ostatnich lat. Ja nigdy nie mówiłem, ze jestem anarchistą. Nigdy też nie powiedziałem, ze Kościół jest kiepski, że nie lubię Jezusa, nigdy nie powiedziałem, ze nie wierzę w Boga.
- Ale mówiłeś, że punk jest ruchem, który ma największą ekspansję, siłę wręcz rewolucyjną.
- I to się, przyznaję, zmieniło. Kiedyś uważałem, że punk, a raczej dokładniej sztuka punkowa może mieć jakiś dobry wpływ.
- A więc żałujesz występów w Siekierze? Czy może traktujesz to jako coś, co było, minęło.
- Oczywiście, że żałuję, ale nie mogę się tego wyprzeć. Mogę powiedzieć, że cały ruch punkowy jest drzewem, które wydaje zły owoc. Jest to ruch, który zaczął słowami Johnego Rottena: ,, Jestem antychrystem, jestem anarchistą’’. I jeśli ktoś ma oczy, to widzi, jeśli ktoś ma uszy, to słyszy. Ja miałem oczy, ale nie widziałem, miałem uszy, ale nie słyszałem. Dla mnie była to po prostu niezła zabawa. Teraz widzę, ze punk to najzwyklejsze ściemnianie. Jest to oszukiwanie ludzi młodych. I pół biedy, jeżeli jest to tylko moda, jeżeli człowiek traktuje to jedynie jako modę, taką jak np. techno, grunge, jako coś, co jest i mija. Zrobi sobie irokeza, nosi go dwa lata, wejdzie w skórę i później zdejmuje. To jeszcze jest OK.
Ale jeżeli przychodzi do tego filozofia anarchistyczna, to zaczyna się problem… Takie myślenie może doprowadzić tylko do odrzucenia Chrystusa. Jako dowód wystarczy posłuchać takich zespołów jak: Chumbawamba, Bad Religion, czy Crass. I niech nikt nie mówi, że kogoś oszukałem, niech nikt nie będzie zawiedziony. Jeszcze raz powtarzam: nigdy nie mówiłem o sobie, że jestem anarchistą, co więcej- w tym środowisku zawsze miałem wrogów. Mówili: ,, Co z tą Armią zrobić??? Nie są anarchistami, naszych idei nie wyznają, a na ich koncerty przychodzą punki. Nie są w żadnej federacjach anarchistycznych. My dla takiej Maти Пapядки zawsze byliśmy nie do zniesienia.
-I jesteście przez cały czas…
- Jesteśmy, ponieważ dla mnie anarchizm jest kłamstwem w żywe oczy.
- Czy zdajesz sobie sprawę z tego, ze muzyka ma ogromny wpływ na młodych ludzi? Jak oceniasz ubiegłoroczny powrót Sex Pistols, którzy zaznaczyli wyraźnie, ze robią to wyłącznie dla pieniędzy? Na ich koncerty przychodzą młodzi ludzie, którzy dalej im wierzą. Kiedyś śpiewali przeciw pieniądzom, a teraz zagarniają za śpiewanie przeciw pieniądzom ogromną kasę. Jak ci się wydaje, skąd u młodych ludzi bierze się taka bezgraniczna ufność w przekaz rockowych kapel?
- Prawda jest taka, ze Sex Pistols nigdy nie mili nic przeciwko pieniądzom. Owszem, nabijali się z nich, ale brali wielkie honoraria za koncerty, za sprzedaż płyt. Jak widać, jest to zespół całkowicie komercyjny, nastawiony na robienie tylko sławy i kasy. Jest to przykład degeneracji ruchu punk. Następnym przykładem tej degeneracji są zespoły typu Green Day, Offspring itd. Powtórzę to, co kiedyś powiedział mi Darek Malejonek: ,, Taki punk to jest teraz jak Popcorn i Bravo’’. To już nie jest żaden bunt. Dla mnie ruch anarcho-punk nie jest żadnym radykalizmem ani żadną alternatywą. Bo dla mnie radykalizm to jest kazanie na górze z Ewangelii św. Mateusza. To jest radykalizm, przy którym anarchizm jest konserwatyzmem.
- Mówiłeś kilka razy, ze masz świadomość, ze żyjesz w czasach ostatnich, w sensie nie tyle kolejnego fin de sieclu czy postmodernizmu, ale nowego zesłania Ducha Świętego.
- Wydaje mi się, ze każdy, kto zakochał się w Jezusie, myśli, ze Go zobaczy za swojego życia. I my też nosimy taką tęsknotę, że Go zobaczymy, ze to się stanie teraz. Nie wiemy, kiedy Jezus przyjdzie i, broń Boże, nie spekulujemy na temat jakiejś daty, tylko z jednej strony widzimy totalny, jawny atak szatana na całej ziemi, gdzie zło i dobro są zamieniane miejscami. Jest jedno wielkie kłamstwo, przemoc itd., a z drugiej strony widzimy niesamowite działanie Ducha Świętego, nowe Jego wylanie, nową Pięćdziesiątnice. Widzimy, bo tego doświadczamy. Nas nikt nie musi przekonywać, ze jest Bóg, bo my doświadczyliśmy Jego działania.
- Co jest dla ciebie największym prześladowaniem, co cię najbardziej boli?
- Kłamstwo. To, gdy ktoś na mój temat mówi nieprawdę. Ja czuję się wtedy autentycznie prześladowany. Przyzwyczaiłem się już do ludzkiej nienawiści. Bo jeżeli ktoś mówi prawdę o mnie, mówi, ze jestem taki a taki, to mu jestem nawet w stanie za to podziękować; natomiast gdy ktoś kłamie, to mnie boli. Ale ja jestem słabym człowiekiem. Jezus mówi: ,, Jeżeli z powodu mojego Imienia będą mówić o was kłamliwie, cieszcie się i radujcie, bo wielka jest wasza zapłata w niebie’’. A mnie, jak słabemu człowiekowi, trudno się radować z tego powodu. Nie jestem doskonały, jestem kiepski.
-Porozmawiajmy o konkretach. Czy macie wydawcę na nową płytę? Podobno ze znalezieniem firmy był kłopot…
- Przygotowaliśmy nowa płytę zespołu Armia. Nazwaliśmy ją ,, Duch’’. Chodziłem przez parę miesięcy po wszystkich firmach: małych, średnich i dużych i tak naprawdę tylko jedna malutka forma Ars Mundi była tym materiałem zainteresowana. Podpisaliśmy już umowę i wszystko jest OK. Wszystkie wielkie koncerny typu: Warner, Plygram, Sony, BMG itd. Kompletnie nie były tym zainteresowane, niektóre nawet nie raczyły mi oddzwonić. Gdy dałem im taśmę, to powiedzieli: ,, O fajnie, Tomek, nagrałeś nową płytę’’. I w ogóle nie odpowiedzieli. A to są sprawy pozamuzyczne. Bo na muzyce to ja się znam i mogę powiedzieć, ze jest ona w dechę. Po prostu gdy ktoś śpiewa słowa Jezus Chrystus, to Czyjeś uszy to boli. Dla niektórych jest to obciach. Jak oni będą to promować? Jak oni będą ro reklamować? Diabła to mogą reklamować. Niektóre firmy nie chcą mieć nic wspólnego z muzyką, która mówi o Bogu, o miłości, o prawdzie.
- Niektórzy zwalają winę na was. Mówią, ze się muzycznie pogorszyliście.
- Nieprawda, my się polepszyliśmy.
- Media jednak piszą: Acid Drinkers grało niezły metal, a teraz gra muzykę chrześcijańską, Armia do ,, Legendy’’ grała ,, punkową poezję śpiewaną’’ teraz gra muzykę chrześcijańską, Marcin Pospieszalski gra muzykę chrześcijańską… Podobnie Malejonek. Muzyka chrześcijańska??? Co to takiego?
- Bzdura. Nie ma muzyki chrześcijańskiej, nie ma rocka chrześcijańskiego. Jest to po prostu muzyka rockowa. A to, o czym sobie śpiewa człowiek, jest jego osobistą sprawą, Jeśli ktoś śpiewa o d… Maryny, inny o szatanie, to jeszcze inny może śpiewać o Jezusie Chrystusie i każdy z nich ma do tego równe prawo. Niestety dziennikarz musi włożyć to w jakąś szufladkę, bo coś z tym musi zrobić i to jest śmieszne. Niedługo będzie slogan reklamowy: ,, rock chrześcijański’’. Dla mnie to jest kompletna bzdura. To jest sprawa człowieka, który o tym śpiewa.
- Armia zawsze wymykała się wszelkim schematom. To chyba dobrze, ze tak trudno was wsadzić do jakiejś szufladki?
- Nie chcę, żeby mówiono, ze jesteśmy zespołem punkowym. Gdyby ktoś mi tak powiedział, to zdziwiłbym się i powiedziałbym : ,, Taaak?’’ Chodzi o to, że nie chcę się wtłoczyć w jakiś stereotyp, jakieś ciasne ramy, które stworzył przemysł muzyczny, aby zebrać w ten sposób jak najwięcej pieniędzy, przez stworzenie mody. O proszę: grunge- odkąd dokąd, a dalej to już techno, a dalej industrial… Ja to mam w nosie. Jesteśmy zespołem poezji śpiewanej i koniec.
-Media ,, dorobiły ideologię’’ nawet do twojej czapki. Dziś wiele osób kojarzy Armię właśnie z tym nakryciem głowy. Słyszałem ,ze nie przywiązywałeś to tego wagi…
- Sprawa jest banalna. My w owym czasie byliśmy kojarzeni z ruchem anarcho-punk. A anarcho-punk wyglądał tak: spodnie miał takie, koszulkę a taką, skórę ma z naszywkami, ćwieki, pieszczochy, to i tamto. Idiotyzm. Punk jest ubrany generalnie na ciemno. A ja powiedziałem: ,, O takiego! Ja będę ubrany całkiem na biało. W białą koszulkę, białe majtki jak by mi gdzieś tak wystawały, to żeby grały kolorystycznie, białe spodnie, białe skarpetki i białe trampki’’. W owym czasie punki nie nosiły nigdy żadnych czapek, bo im te włosy rozczochrane musiało być widać. No to ja pomyślałem, ze założę jakąś czapkę. Moja koleżanka szyje takie różne czapki i jedną z nich dała mojemu kumplowi. I to była taka czapka wzorowana na nakrycie głowy Petera Gabriela ( gdzieś na jakiejś płycie miał podobną).
No i do tego przyjaciela powiedziałem: ,, Pożyczysz mi tę czapkę na koncert’’. On zgodził się, wziąłem, pożyczyłem i potem da, trzy lata w niej występowałem. Oczywiście, wszyscy dorabiali do tego ideologię- szczególnie dziennikarze. Pisali: ,, to jakiś Stańczyk w czapce błazeńskiej, z symbolami narodowymi, sumienie narodu, itp. itd.’’. Mówię ci, człowieku, jak ja się wtedy naśmiałem. A to była sprawa tylko i wyłącznie estetyczna i nie było w tym żadnej ideologii, nie było w tym żadnej głębi. Ciekawe było jednak to, że publiczność zaczęła robić sobie takie czapki i kilka osób już widziałem w Polsce na koncertach w takich czapkach.
- Kto przychodzi dziś na koncerty Armii?
- Wydaje mi się, ze publiczność się nie z mieniła. Kiedyś była trochę więcej przemocy. Na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych skinheadzi robili straszne zadymy na koncertach, a potem to przeszli oni jakoś do swoich partii, przenieśli się na stadiony i trochę mniej jest przemocy. Kiedyś bardzo wiele koncertów było przez to przerywanych. Choć i teraz, zawsze może zaleźć się ktoś pijany, kto będzie chciał bić ludzi. Ale jednostka, to już nie cała masa z nożami. Generalnie- publika się nie zmieniła.
- Powiedz na koniec coś o swojej rodzinie. ,, Lica’’ mówi, ze rodzina jest dla niego największym świadectwem….
-Rodzina to jest podstawa egzystencji. Żyjemy między ludźmi. Nie może żyć tak, ze ktoś żyje sam dla siebie. Rodzina to miejsce, gdzie można praktykować miłość. Tak wprost. Jestem związany z moją żoną już na zawsze i razem z nią i z dzieckiem tworzymy takie małe królestwo niebieskie. Tu właśnie sprawdza się moja chrześcijańska postawa, tu się uczę żyć. To nie jest prosta rzecz, niestety, ale jest to rzecz najważniejsza.
- Śpiewasz w Tymoteuszu. Opowiedz coś o tym zespole. Skąd wziął się pomysł? Jest w niż aż trzech liderów. Jak się dogadaliście?
- Pomysł wpadł mi do głowy ponad dwa lata temu. Razem z Darkiem Malejonkiem stwierdziliśmy, ze fajnie byłoby stworzyć wspólnie zespół chrześcijan. Taki zespół, który będzie wielbił Jezusa. W którym będą teksty z Pisma Świętego, a muzyka będzie czadowa. Ten plan był przez ten czas w mojej głowie, ale nie było za bardzo z kim go zrealizować. No i nagle okazało się, że ,, Lica’’ się nawrócił, ze nawrócił się ,, Stopa’’, Marcin (Pospieszalski) się znalazł. Takie osoby jak my przyciągają się jak magnes, rodzą się przyjaźnie. Dość często rozmawialiśmy o tym pomyśle, ale tu trzeba było poznańskiej organizacji. W swoje ręce wziął to ,, Lica’’. Powiedział: ,, Dość już tego gadania’’. Umówił termin studia, termin prób…
- Czy mieliście jakiś materiał?
- Założenie było takie, ze każdy z nas wybiera jakiś fragment z Pisma świętego, który chce śpiewać i umawiamy się na próby w Warszawie. Prób było bardzo niewiele, chyba tylko dziesięć i pojechaliśmy do Wisły nagrywać. W zespole tym są bardzo mocne indywidualności, takie jak ,, Lica’’, Malejonek. Dochodziło często między nami do scysji na tle artystycznym przez wszystkim, bo sprawy wiary nie podlegały dyskusji. Każdy z nas ma trochę inną stylistykę, więc często chodziło między nami do spięć. Ale zawsze modlimy się do Ducha Świętego o jedność, to, żeby On tym wszystkim pokierował, i jak na razie się wszystko udaje.
- 2Tm2,3 to jednorazowy projekt czy zespół na dłuższy czas?
- Chcemy, ze był to zespół, który będzie istniał na stałe. Pragniemy nagrać nie tylko jedną płytę, ale znacznie więcej i grać z tym zespołem koncerty w nawet trasy. Jest to zespół ewangelizacyjny. Nasze macierzyste zespoły: Armia, Houk czy Acid Drinkers to nie są zespoły ewangelizacyjne; celem istnienia Tymoteusza jest głoszenie Jezusa.
- Czy nie baliście się nazwać zespołu 2 Tymoteusz 2,3? To przecież jest zbyt marketingowa nazwa?
- Oczywiście, ze się baliśmy. Początkowo chcieliśmy nazywać się Katollica. Wiesz, taka katolicka Metallica (śmiech). Nazwę 2 TM 2,3 wymyślił ,, Lica’’. Nam się to bardzo spodobało. Zespół ten działa zupełnie niekomercyjnie. Bo wszystko w tym zespole jest niekomercyjne: i nazwa, i przekaz, i wydawca…
- Zawsze utożsamiałeś miłość, piękno i dobro. Twierdziłeś, ze piękno musi być z gruntu dobre…
- Tak, dalej tak uważam. Jestem artystą i w pewnym sensie moje widzenie świata jest trochę przefiltrowane przez sztukę. Często jest to moim zawodem, moim powołaniem. Ja widzę świat przez pryzmat pewnej estetyki, przez pewne idee artystyczne. Dla mnie pisarz nie pisze książki ot tak sobie, malarz nie maluje obrazów ot tak sobie, albo muzyk nie komponuje piosenek lub symfonii tak zupełnie przypadkowo. Dla mnie sztuka ma jakiś cel. A celem tym jest poznanie Boga. Sztuka, a szerzej praktyka artystyczna, to jest pewien proces poznania. Nie tyle nawet samo powstawanie dzieła, co przebieg tworzenia, w którym artysta poznaje rzeczywistość taką, jaką ona jest. Odkrywa siebie samego i to, co go otacza. Bo dla mnie artysta nie jest twórcą. On niczego nie tworzy. Artysta odkrywa to, co już jest; odkrywa to, co zostało stworzone przez Boga. Jan Sebastian Bach odkrywał różne boskie wymiary.
- I podpisywał swoje dzieła,, Bogu Najwyższemu na chwałę’’…
- Dokładnie. Artysta to nie ten, który tworzy coś z niebytu. On tylko odkrywa to , co już jest. Uważam ,że sztuka nie polega na tym, że artysta maluje dzieło i wiesza je na ścianie. Sztuka jest procesem , który dzieje się wewnątrz artysty. Nie tworzy on, lecz odkrywa piękno Boga. A piękno jest dla mnie tożsame z dobrem. Nigdy nie zgodzę się z jakimiś ideami dadaistów i surrealistów. Nie uwierzę, że w rzygowinach można znaleźć piękno. To, co dzieje się teraz jest już zupełnym przegięciem…
- Czym jest w takim razie dla ciebie prowokacja, bunt? Czy mają one same w sobie jakąkolwiek wartość?
- Jest mi to obojętne. Nie jest mi to potrzebne, naprawdę. Nawet nie wiem, po co artysta ma się buntować. Czy tacy artyści jak Jan Sebastian Bach- największy muzyk wszechczasów, czy Debussy, od którego zaczyna się muzyka współczesna, buntowali się przeciwko komuś? Wydaje mi się, ze nie. Czy w malarstwie Rembrandta, Paula Klee jest jakiś bunt? A są to artyści najwyższej klasy, to jest już total. Ich sztuka jest piękna i wydaje mi się, ze przynosi dobry owoc. Człowiek, który słucha Jana Sebastiana Bacha czy ogląda obrazy Paula Klee, czuje się lepiej. I dlatego to, co dzieje się współcześnie, często dla mnie nie jest już sztuką. Sztuka wyparła się dobra. Jest w niej po prostu zło, jest często demoniczna. Diabeł działa prawie osobowo. W jednym z wywiadów Jerzy Nowosielski, artysta polski, którego chyba cenie najbardziej, powiedział, ze w sztuce współczesnej diabeł objawił się osobowo.
Mówił to o obrazach Bacona. Są one tak potworne, ze nie powiesiłbym ich sobie na ścianie. Sorry. Ja nawet nie chcę mieć w domu ich reprodukcji. Albo weźmy niezwykłe dziś modnego faceta: Serrano. Tam nie ma już niczego, co mogłoby mieć jakikolwiek związek z pięknem i dobrem. Tylko ciemność, płacz i zgrzytanie zębów. A świat rozpowszechnia jego obrazy na okładce płyty ,, Load’’ zespołu Metallica. Jest tam fragment zdjęcia zrobionego przez Serrano, które przedstawia zmieszaną krew i spermę. Jest to rozpowszechnianie w milionach egzemplarzy, nie jest to więc żaden margines.
- Trent Reznor, lider Nine Inch Nails, nagryw płyty w domu, w którym została zamordowana żona Polańskiego…
- Nie jest to już sztuka, ale nazwijmy to ,, działalność artystyczna’’, a właściwie demoniczna niektórych ludzi, którzy świadomie wyrzekli się Boga. Już śp. Stanisław Ignacy Witkiewicz, który przy wspomnianych artystach jest prawdziwym poczciwcem, alarmował: ,, Co to będzie, gdy artyści zaczną pokazywać swoje gówno jako sztukę?’’ A takie rzeczy dziś już nikogo nie ruszają. A on krzyczał: ,, Co to będzie, gdy do tego dojdzie?’’ Pół biedy, gdy ktoś ustawił sobie swoje gówno w słoiku na półce w pokoju i podziwia, ale nie mogę pojąć, ze są ludzie, którzy idą do galerii, żeby to oglądać. Ktoś tu chyba zwariował. Ludzie udają, ze im się to podoba, bo tak dyktuje im moda. Świat chyba oszalał. Chwała Bogu są jeszcze tacy ludzie, jak chociażby wspomniany Nowosielski, który maluje w świątyniach przepiękne polichromie. Ale mało kto o tym wiem, a obraz Serrano trafia na półki wszystkich sklepów muzycznych.
- Czy masz w głębi serca świadomość, ze dobro, a zatem i piękno ostatecznie zwycięży?
- Jasne! Jezus zwyciężył świat. Mówi wyraźnie: ,, Nie lękajcie się- Ja zwyciężyłem świat’’. I ja w to mocno wierzę. Wierzę w Jezusa Chrystusa. Amen.
Cyt za. Radykalni z budzym, dzikim, maleo i stopą rozmawiał marcin Jakimowicz. Z maleo rozmawiał dziki,
Katowice 2002, s. 9- 43.